Witam mam problem z cewką zapłonową.
1,5 roku temu auto zaczęło ciężej odpalać w wilgotne deszczowe dni. W końcu pojechałem do jakiegoś zakładu mechanicznego i tam koleś wymienił mi kopułkę i palec na nowe. Nie pomogło.
W końcu auto rozkraczyło się na amen w centrum miasta. Zaciągnięte zostało do reklamującego się w moim mieście jako spece od VW. Tam szybko zdiagnozowali i ostro skasowali (400zł za diagnozę i chińską noname cewkę nową)
Auto pojeździło pół roku (a robię symboliczne przebiegi rzędu 300km na miesiąc) jadę i na rondzie znowu, silnik gaśnie, ikonka oleju się zapala a akumulatora miga jak na dyskotece i auto zgon. Kręci ale nie zapala.
Tym razem pogadałem ze znajomymi i trafiłem do zaufanego zakładu z polecenia dobrego kolegi. Okazało się że bliżej nie określonej firmy cewka po prostu zdechła. Wymienili mi na nową ( nówka magneti marelli) i przy okazji wymieniłem akumulator na nowy.
I pojeździłem znowu równe pół roku (może z 1200km) i kilka dni temu podjeżdżam na szczęście pod swój blok i znowu - silnik gaśnie, lampka oleju zapala się, na lampce akumulatora dyskoteka i zgon. Znowu kręci ale ni chu chu nie odpala.
Znowu na zakład. Zmienili mi w ramach gwarancji cewkę na inną (Temic, made in germany, ponoć takie w pierwotnym montażu fabrycznym były zakładane), przy okazji koleś wymienił komplet świec zapłonowych (BERU). Mówił że reszta ok - palec i kopyłka jak nowe, kable zapłonowe ok.
No i jeżdzę kilka dni i niby ok. Ale czy to normalne że cewki padają mi jak muchy? Przez jakieś 4000km przerobiłem 3 cewki (ten noname chińczyk, magneti marelli no i teraz Temic mam).
Mam jakiegoś wyjątkowego pecha czy coś je może ciągnie do grobu? Bo doszło do tego że do dziewczyny 50km jezdze pocigiem bo boje sie że mi się rozkraczy na S3