Cześć, być może ktoś z Was znajduje jakieś uzasadnienie zjawiska, z jakim się dziś spotkałem... Otóż zakupiłem nowy włącznik świateł (ten klawiszowy montowany po lewej stronie deski). Po jego podłączeniu do kostki po chwili dało się słyszeć ciche skwierczenie (zupełnie, jak kiełbaska na grillu), po czym oczom moim ukazały się kłębki jasnego dymu, a nozdrza zaatakował smrodek palonej elektryki. Działo się to przy włączonym silniku. Natychmiast wyłączyłem zapłon i odłączyłem włącznik. To wszystko pod sklepem auto-moto, ale ponieważ pan od reklamacji miał się zjawić dopiero za półtorej godziny, zmuszony byłem tymczasowo zamontować stary włącznik (który działa jak loteria - średnio raz na 13 tysięcy prób udaje się włączyć światła). Jednak potem przyszło mi na myśl, żeby spróbować raz jeszcze. Ponownie podłączyłem włącznik i czekałem... Najpierw bez włączonego zapłonu, potem z zapłonem, z pozycyjnymi i mijania... No i pojeździłem z nim trochę, obyło się bez dymu. I teraz pytanie: o co chodzi? Dlaczego dymił na początku? Czy ktoś z Was spotkał się z podobną akcją?
P.S. Dym wydzielał się z włącznika, nie z instalacji. Obecnie działa poprawnie.
hehe... pewnie styki były nadlane czymś... i po przepaleniu styków wszystko się unormowało ... a co było ze starym? ostatnio rozbierałem swój podpinając buzer i budowa tego cuda jest banalna choć przy otwarciu wyleciały wszystkie styki, sprężynki i wałeczek...
[quote="ułe"]a gdzie powinien byc ten waleczek po rozebraniu i wyczyszczeniu styków nie wiem gdzie go włożyć[/quote]
miedzy nozkami dwoch blaszek ktore wchodza w plastik-te co sa nizej aby sie 4 blaszki wyrownaly
Zaraz zaraz, jaki dymek?? U mnie ten wyłącznik też padł, nie mogłem świateł włączyć wcale.
Koszt nowego 25 zł o ile dobrze pamiętam, chociaż jak zajrzałem do "pierwszego lepszego" sklepu motoryzacyjnego, to krzyknęli 45 zł.
Kupiłem zamiennik i działa dobrze do dziś.
Zrozumiałem, że dym poszedł z włącznika? Bo kłęby dymu to mogą być zwarte przewody.
Raz pomagałem jednemu facetowi, bo rozładował akumulator próbując odpalić swoje Yugo. Było święto i środek nocy, a że do domu miał jeszcze z kilkadziesiąt km to sam bym nie chciał być w takiej sytuacji, świece wykręciliśmy i nic, iskra była paliwo było ale dalej gasł, w końcu pojechałem po jakiś hol (którym okazał się.. pas bezpieczeństwa, a raczej 2 pasy), w międzyczasie zadzwonił mówiąc że w końcu zapalił, ale wyjął kluczyk, a silnik dalej pracował i dym poszedł spod deski.. więc okazało się, że było zwarcie w przewodach pod deską. To tak offtop trochę, ale każda wiedza się przyda.