Pewnie wielu z was zastanawia się skąd taki tytuł aukcji, już biorę się do pisania.
Ostatnio w niedzielę, udałem się do Norauto (Gliwice) w celu naprawy znalezionego podczas wyważania kół problemu jakim były drążki kierownicze i sworzeń wahacza. Na nieszczęście nie udało się tego naprawić bo podobno źle gwinty dobrali. Zadzwonili, że się nie da, nic nie zrobili oczywiście itd. Znaczy się zrobili, za tarczą hamulcową jest blacha z tyłu, strasznie tarła o blachę, musiałem odgiąć, no i zniknął mi olej do praktycznie zera :assasin: , co najśmieszniejsze niecałe dwa tygodnie sprawdzałem poziom oleju i było w połowie między maksimum. Co się stało. Moja droga kobieta po pracy przyjechała po mnie do pracy. Kiedy już wychodziliśmy ode mnie z pracy to już auto nie odpaliło, wtedy to właśnie sprawdziłem olej okazało się, że jest na jakieś pół centymetra od dołu bagnetu, wlałem szybko trochę ponad pół litra oleju, ale okazało się za mało, auto tak jakby chciało ruszyć ale dupa, oleju było tyle oczywiście co kot napłakał. Zadzwoniłem po szwagra, aby pojechał ze mną po olej, ale szwagier ubezpieczony 4 litry oleju Castrol Edge 10W40 w bagażniku, bo to wlewamy. Wlaliśmy dobre 2 litry, ale dalej nic, jakby chciał wejść na obroty, łapał na sekundę i gasł... No nic auto zostało pod pracą, dzisiaj rano po 9:00 zmierzyłem olej zanim postanowiłem spróbować odpalić furę. Prawie Maximum na bagnecie, mówię sobie, super olej nie ucieka więc pewnie mi bydlaki z norauto specjalnie spuścili aby coś więcej walnęło i tylko naprawiaj i naprawiaj. No ale spoko opale zobaczę czy wstanie. Za pierwszym razem, no na dwie sekundy i zgasło, za drugim razem odpalił i działa :piwo: . Ale coś mnie tknęło abym zajrzał pod maskę, a tam spod silnika, leci biały dym, nie tak dużo, wyglądało jak spaliny w zimie, ale nie śmierdziało... mówię sobie, dobra zgaszę bo jeszcze coś pier**nie. Postanowiłem po południu ok 15:00 wyskoczyć na sekundę koło roboty, spróbuję czy odpali, niestety ale już nie... no to dawaj pod maskę, sprawdzam bagnet a tam oleju w połowie miedzy min a max (zaznaczam, że auto stoi na równej płaskiej powierzchni), mówię sobie, no ja jeb** copperfield czy co co, przecież auto cały czas stoi w miejscu. Wypchałem go trochę, ale żadnej plamy nie było nic a nic. Także siła wyższa wyżarła olej, auto nie opala, a ja dalej jestem zielony, znaczy się nie do końca. Jak go przetrzymam 15 sekund na rozruchu, a następnie puszczę kluczyk, tak aby nie zgasły kontrolki to zamruga z 5 razy kontrolka ciśnienia oleju i zgaśnie. W czym rzecz, nie chce mi się wierzyć, że w ciągu minuty silnik rano zeżarł tyle oleju, że w dwa tygodnie od kontroli oleju cały olej wessało i w to, że moje polo jest na skraju śmierci.
Dzięki ludzie za przeczytanie moich wypocin i ewentualne odpowiedzi.
Pozdrawiam wszystkich fanów.
PS.
WV Polo 1.4
rocznik 1997
ABS, 2 poduszki, wspomaganie
Olej wymieniany 7000 tys. km. wcześniej wraz z kompletem filtrów
Spalanie standardowe w przedziale 5,5 do 6 l na 100 km w trasie przy jeździe 70-80 km/h
Nowy akumulator (tydzień)
Rozrząd wymieniany razem z olejem itd.
Wszystko było ok, do momentu odwiedzin w norauto... echh....