mogę się mylić, ale zawsze mi się wydawało, że akumulator się z każdym cyklem rozładowania-ładowania zużywa aż do momentu kiedy jest padaka i po całej nocy na prostowniku odpali auto 3 razy i kaput. Dziwi mnie zatem rekomendacja, że aku musi być doładowywany. Wiem, że aku rozładowuje się z każdym uruchomieniem a potem alternator go doładowuje, zdaję sobie też sprawę że krótkie jazdy = słabe doładowanie a w efekcie stopniowe rozładowywanie się akumulatora, a dodatkowo niskie temperatury nie pomagają tu nic a nic, raz, że wpływają negatywnie na samo działanie akumulatora, dwa, że sprawiają że używamy więcej prądu(szyby, lusterka itp), ale też mi się w głowie nie mieści, że nowe aku, w nowym aucie po roku-półtorej się sypie... albo coś jest z alternatorem nie tak, albo wrzucają dupne akumulatory, tylko tak przychodzi mi to wytłumaczyć. No chyba że ktoś w warunkach iście arktycznych dziennie odpala auto 20 razy i podjeżdża 500m, gasi, czeka pół godziny i tak w kółko, wtedy ma prawo się sypnąć

"3,5 czy 3,8 sek do 100km/h i tak i tak się zesrasz z wrażenia, więc po co przepłacać jak to szybsze auto jest zazwyczaj dwa razy droższe..."
